piątek, 25 grudnia 2015

Czas na utrwalenie materiału


Warunki atmosferyczne ostatnio nieco utrudniły mi nagrywanie filmików, a przez krnąbrność Soł ( a może moja nadgorliwość ;) przez ostatni miesiąc nie zrobiłyśmy zbyt dużych postępów. Chociaż, jak porównuję z poprzednimi filmikami, to w zasadzie nie ma się czego wstydzić :)
So Exciting jest z tych "niedotykalskich", na których zaufanie trzeba sobie naprawdę zasłużyć. Każde spotkanie zaczynam od miziania, drapania. Pierwsze 20 minut po prostu siedzę z klaczkami na biegali i przyglądam się jak zachowują się i ustalają hierarchię.  Soł chętnie do mnie podchodzi i się przytula, co bardzo mnie cieszy, bo na początku robiła to z ciekawości, a teraz chyba mnie polubiła ;)
... polubiła.... ale jeszcze nie zaufała, dlatego może warto się skupić na razie bardziej na tym niż na uczeniu nowych "sztuczek".

Na początek może małe podsumowanie:
  • Coraz łatwiej przychodzi nam zakładanie kantara - Soł ciągle niechętnie daje przełożyć go nad uszami... ale już nie trwa to tyle czasu ;), a przy czyszczeniu w zasadzie już daje się pogłaskać po uszach... jeszcze ostrożnie i nie spuszcza mnie z oka... ale za każdym razem odrobinkę lepiej. 
  • Chociaż do pełnego zaufania to jeszcze daleko, ale już na filmikach widać, ze chętnie do mnie przychodzi, chętnie koło mnie staje, i już nawet bez liny wyłącznie za słowną zachętą weszła za mną do głębokiej kałuży ;) Odważna dziewczyna!
  • Tylne nogi do czyszczenia podaje bez problemu sama... ale zablokowała się na przednich...jak już podniesie, to wyrywa i się przewraca. Jeszcze przed nami pierwsza wizyta kowala (bez pasty uspakajającej), także to koniecznie trzeba szybko rozpracować. 
  • Mamy jeszcze też problemy z myjką...samego węża z wodą się nie boi.. .chętnie pije z niego wodę, ale nie lubi jak się jej leje wodą po nogach....zwłaszcza po tylnych! I pokazuje to z wielką ekscytacją jak na So Exciting przystało ;)
  • Coraz ładniej pracuje nam się na wolności - Join-up opanowany już prawie do perfekcji, Soł chętnie podchodzi, a czasem nawet podbiega za zawołanie, chętnie stępuje dookoła mnie po okręgu, ale przy wyższych chodach zaczyna się za bardzo ekscytować... przy galopie już tracę nad nią kontrolę... hehe... no tak w końcu jej imię to So Exciting ;)
  • Mamy problemy z pracą na linie, w stępie jest spokojna, ale już w kłusie zaczyna się odsadzać i niepokoić, nie do końca wiem dlaczego, czy to strach, czy bunt... ustalenie tego i opanowanie, to zadanie na ten miesiąc, bo utrudnia nam to pracę w towarzystwie innych koni.
Żeby wyznaczyć sobie jakieś cele to postanowiłam, że będziemy teraz uczyć się inspirując nieco metodami Pata Parelliego. Na początek zakładam, że zanim zaczniemy pracę pod siodłem będziemy z wdziękiem wykonywać "one Savvy" (level one) - kto ciekawy to zapraszam do wygooglowania ;) dużo filmików można znaleźć z tym programem na you toube.

Jednym z elementów pierwszego poziomu jest zabawa w podążanie. Już za pierwszym podejściem Soł zrozumiała o co mi chodzi :) To jest nasze drugie podejście do zadania

PODĄŻANIE
 

Kolejne ćwiczenie, nad którym zaczęłyśmy pracować to zmiany kierunku na kole. Na filmie poniżej pierwsze podejście :)

ZMIANY KIERUNKÓW 

 Ważnym elementem naszych treningów jest przyzwyczajanie no sprzętu jeździeckiego i do różnych innych strasznych rzeczy, które w przyszłości staną nam na srodze ;) 

ZAKŁADANIE CZAPRAKA


NIEBIESKA FOLIA


wtorek, 10 listopada 2015

7 gier - pierwsze podejście


Po ostatnim treningu musiałam trochę przeanalizować co do tej pory zrobiłyśmy i gdzie mamy zaległości. Soł ciągle nie pozwala mi dotykać swoich uszu, co skutkuje tym, że mamy problem przy zakładaniu kantara, a jak trening zaczyna się już kłótnią, to reszta też potem nie wychodzi nam najlepiej. 
Wniosek: trzeba cofnąć się do podstaw i podreperować trochę nasze relacje. 
Zaczynamy zabawę w 7 gier - czyli podstawę naturalnego treningu z końmi. 
Udało się nam nagrać fragment zabawy. Postanowiłam zacząć bez liny i do niczego jej nie przymuszać, tak, żeby miała możliwość odejść w każdej chwili. Kiedy Ode mnie odchodzi, nie gonię jej, tylko czekam, aż sama zwróci na mnie uwagę. Jak odwraca uszy w moją stronę to pocieram palcami - to taki nasz umówiony sygnał "choć do mnie". 
Żeby ten sygnał wyćwiczy zaczęłam od tego, ze gdy szła sama z siebie w moją stronę pocierałam palcami, mówiłam choć do mnie, a potem chwaliłam i dawałam smakołyka. W zasadzie już przy drugiej próbie zrozumiała o co chodzi, a po kilku próbach, smakołyk już nie był potrzebny. Oczywiście rzeczywistość nie jest taka różowa. To, że wie o co mi chodzi, nie oznacza, że za każdym razem wykonuje moje polecenie ;) 
Na filmie widać, że SoEx nawet jak stoi przy mnie to strzyże uszami, nie umie się n skupić i wygląda jakby nie czuła się zupełnie bezpiecznie. Powinna stać spokojnie równo na czterech nogach, najlepiej z opuszczoną głową, nie dreptać, nie odchodzić nie odrzucać głowy kiedy zbliżam się do uszu.

"ZAPRZYJAŹNIANIE"

Nowy problem jaki zauważyłam w trakcie zabawy - Soł ma problem ze wszystkim co znajduje się między jej tylnymi nogami. Rzeczywiście, podczas nauki podawania nóg, chwilę trwało zanim pozwoliła podnieść tylne nogi, ale w końcu się udało, także musimy wymyślać jakieś ćwiczenia, bo bardzo nie chciała bym mieć konia, który kopie jak tylko coś stanie w okolicy jego zadu ;)
Na filmie poniżej The Friendly Game z liną.

"ODCZULANIE NA LINĘ "


Na filmie poniżej - zabawa w jeża (The Porcupine Game). Te ćwiczenie też jeszcze do korekty. Puki co, koń odsuwa się dość grzecznie od nacisku, ale chciała bym, żeby tylne nogi podczas ustępowania krzyżowały się pod kłodą, a nie tylko odsuwały ode mnie - ale powoli... nie wszystko od razu ;)

"USTĘPOWANIE"

A teraz zabawa w jeża, ale role się trochę odwróciły -  nie była by mądrym koniem, gdyby tego nie spróbowała! :D  Oczywiście wiemy, że to zachowanie bardzo niepoprawne, a Soł obiecała, że się więcej nie powtórzy... chyba... raczej... w tym tygodniu... 

 "TO TEŻ USTĘPOWANIE ;)"


Pod koniec treningu już trochę mniej drażniło ją dotykanie uszu, ale z zakładaniem kantara ciągle sobie słabo radzimy, dużo w tym nerwów i szarpania, także zobaczymy za jakiś czas, czy ta zabawa będzie wychodziła nam lepiej. 


"ZAKŁADANIE KANTARA"

wtorek, 3 listopada 2015

Nowe zadanie



So Exciting też odpowiada taka  Złota Polska Jesień :)

Dzisiejszy trening był niezbyt udany. Trochę posprzeczałyśmy się z Soł przy zakładaniu kantara i atmosfera była lekko napięta ;) Tak to wygląda jak się człowiek śpieszy, a koń nie rozumie co to znaczy "śpieszy" ;)
Soł niechętnie wykonywała ćwiczenia. Podkłusowywała kiedy prosiłam ją o stęp i uciekała galopem jak prosiłam o zmianę kierunku.
Udało się kilka razy wykonać zatrzymanie ze stępa.
[Mówię stój, lekko wycofuję ciało do tyłu i unoszę dłoń do góry. To są sygnały wybrane przeze mnie. W zamyśle ma mi to kiedyś ułatwić zatrzymanie jej jak będziemy w jakiejś większej odległości.]
To co dzisiaj udało nam się naprawić to rozróżnienie komendy "stój" i "choć do mnie" . Gdzieś czegoś nie dopatrzyłam, a efekt była taki, że zaraz po zatrzymani, Soł od razu do mnie podbiegała, a mi zależało, żeby zatrzymywała się na kole, a podchodziła do mnie dopiero jak ją poproszę. Żeby to naprawić, jak po zatrzymaniu szła w moją stronę machałam lekko ręką, albo tupałam, żeby pokazać jej, że akurat w tym momencie sobie tego nie życzę.
Efekty dzisiejszy treningu umieszczam w filmie.
Przepraszam za jakość filmu. To moja pierwsza próba, a ponieważ nie mam "kamerzysty" to ciężko było mi ustawić kadr. Obiecuję, że nad jakością filmów popracuję ;)


Mina wskazuje na nastawienie do dzisiejszego  treningu ;)

spojrzenie z cyklu :czego znowu chce? he?

środa, 28 października 2015

czwarty miesiąc pracy - podsumowanie


 So Exciting

Dwa ostatnie treningi były dla mnie bardzo frustrujące. SoEx była krnąbrna i odmawiała jakiejkolwiek współpracy. Na linie brykała i kuliła uszy. Jak próbowałam pracy bez liny od razu bez namysłu kierowała się w kierunku wyjścia z padoku na którym ćwiczymy. 
Nie naciskałam, bo bałam się zepsuć przez swoje ambicje, to co udało nam się do tej pory osiągnąć i  odpuściłam jej jak tylko wykazała małe zainteresowanie moją osobą i zrobiła dla mnie perfekcyjne "stój" ;)
Na kolejną wizytę u SoEx zabrałam jedynie aparat i postanowiłam po prostu popaść się z nią i resztą stada, a żeby czasu i pogody pięknej nie tracić, to porobić przy okazji zdjęcia. Ze zdjęć niewiele wyszło, bo SoEx stroniła od mojego towarzystwa (po raz pierwszy), za to pozostała banda, nie dawała mi spokoju i zawzięcie próbowała spróbować, jak ten aparat smakuje ;) Ale przynajmniej odwróciło to trochę moją uwagę od SoEx, która dla odmiany trzymała stosowny dystans. Po godzinie braku uwagi z mojej strony również mój maluch wreszcie odpuścił  i dołączył do podszczypującego mnie ze wszystkich stron stada. Dostała za to marchewkę i święty spokój na resztę dnia.
Klacze ze stada So Exciting

Klacze ze stada So Exciting
 

Dzisiaj pierwszy raz zabrałam ją na round pen i ponieważ warunki były sprzyjające, a SoEx wyluzowana i spokojna, postanowiłam spróbować powtórzyć po kolei wszystko czego się do tej pory nauczyłyśmy. 
  1.  Zakładanie kantara - na nos kantar wchodzi bez przymusu, problem jest jeszcze jak młoda widzi, że kantar zbliż się do jej uszu. Tak... uszy to jeszcze nas słaby punkt, to już ostatnie i jedyne miejsce, gdzie dotykać nie wolno ;)
  2. Czyszczenie, głaskanie i dotykanie we wszystkich możliwych miejscach - ponieważ nowe miejsce pracy trochę ją rozpraszało i interesowało, chociaż już wcześniej pozwoliłam obwąchać jej wszystkie kąty (a w zasadzie łuki, bo byłyśmy na lonżowniku ;), dlatego pomogłam sobie liną przywiązaną do kantara i luźno przerzuconą przez ogrodzenie... wystarczyło. 
  3.  Czyszczenie kopyt - bez najmniejszych oporów, bez fochów i ani śladu odkopywania się i wyrywanie nóg, chociaż jeszcze czeka nas praca nad odczuleniem na line pętającą się między tylnymi nogami, bo ciągle jeszcze wszystko co niechcący wpadnie pod tylne nogi, z pewnością straci życie ;)
  4. Zakładamy ochraniacze na przednie nogi - to nasz drugi raz, jeszcze trochę cofa nogę, obwąchuje to coś co się jej do nogi przykleiło, ale chociaż już zauważyła, że nie jest przywiązana, to nie ucieka, więc kontynuuję zapinanie ochraniaczy. Obwąchuje je, podskubuje odrobinę wargami i po chwili kompletnie o nich zapomina.  
  5. Odwiązujemy teraz linę i po krótkiej przerwie na "zbadanie otoczenia", biorę do ręki bacik i proszę ją o pozostanie na kole i stępowanie dookoła mnie. Round pen jest tu dość pomocny, bo i tak nie pozwoli jej za daleko odejść, ale ku mojemu zdziwieniu, SoEx już na sam widok bata podchodzi do mnie i bez najmniejszych fochów zostaje na kole w odległości 2 metrów i energicznie stępuje dokoła. Radość z mojej strony wielka, a z tyłu głowy ciągle myśl" żeby nie przedobrzyć i nie wymagać za wiele".
  6. Po 3 okrążeniach komenda "stój" - tu jeszcze małe problemy, ale to moja wina bo  nie przypilnowałam w odpowiednim czasie, żeby po zatrzymaniu nie podchodziła do mnie, tylko została na kole. Na dzień dzisiejszy raz udaje mi się ją zatrzymać na kole, a raz z bez namysłu SoEx od razu staje obok mnie. Trudno... coś wymyślimy i popracujemy nad tym. Na razie nie poprawiam jej, głaszczę i nagradzam słowami "dobry koń". Proszę ją o trzy okrążenia stępem w drugą stronę i daję chwilkę spokoju.
  7. Ponieważ widzę, że wcale ode mnie nie odchodzi i jest gotowa na dalsze ćwiczenia , proszę ją o kłus na kole (macham lekko bacikiem, mówię kłus i sama zaczynam lekko podkłusowywać, tak dla jasności - za każdym razem moje sygnały są subtelniejsze). Ponieważ to ćwiczymy dopiero trzeci raz, to na razie wystarczają mi dwa okrążenia, a zatrzymanie z kłusa wychodzi nam imponująco - SoEx staje na komendę stój (podniesiona ręka i słowo stój) jak wryta, a wewnętrzne uch ciągle patrzy na mnie i pyta czy dobrze i co dalej - fantastycznie! Wyszło tak idealnie, ze aż ni mogłam się oprzeć, żeby powtórzyć ćwiczenie jeszcze 4 razy na jedną i drogą stronę! Koniecznie muszę nagrać następnym razem filmik.
  8. Po chwili przerwy próbujemy galop na kole (bacik, słowo hop i sama zaczynam lekko podgalopywać podnosząc swoją energię)- ponieważ to dopiero nasz drugi raz to sygnały daję bardzo jasne, ale nie poganiam jaj, czekam aż sama załapie i jak tylko zaczyna galopować po kole to mówię "dobry koń" i po jednym okrążeniu daję jej czas na przemyślenie ćwiczenia i nagradzam głaskaniem. Acha, komenda stój z galopu wyszła imponująco... pełne posłuszeństwo  - trochę szkoda, ze przez poje niedbalstwo to  nie jest jeszcze "stój" na kole, tylko "stój" obok mnie... ale to pierwsze "stój" z galopu! Dla mnie na razie perfekcyjne! A koń podbiegający do mnie na sygnał bez namysłu...!!! Dumna jestem z mojej So!!! ;) Powtórzyłyśmy to ćwiczenie jeszcze po jednym razie na każdą stronę ... i ... koniec... uwaga, żeby nie przedobrzyć... bo widzę już, że uszy So zaczynają patrzyć poza Round pen na inne konie i kowala, który zaczął pracę, za ogrodzeniem. Ponieważ muszę coś załatwić z kowalem to okazja, zęby na chwilkę zostawić ją samą na lonżowniku i zniknąć z jej pola widzenia - to pierwsze takie rozstanie, do tej pory zawsze jest ze stadem, albo ze mną, nigdy sama... biegnie za mną wzdłuż ogrodzenia dopóki może, potem staje, wyciąga szyję i ciągle patrzy w moją stronę, ale jest w miarę spokojna... trochę się boję, żeby nie pomyślała, że to jakaś kara, ale nie odchodzę daleko...ciągle mnie widzi no i szybko wracam - jest spokojna... podskubuje suche liście ;)
  9. Teraz chwilka relaksu i zabawy -odczulanie - wyciągam ze swojej "magicznej" torby po kolei wszystkie przedmioty, których się do tej pory uczyłyśmy: 
  • wyciągam derkę i rozwieszam na ogrodzeniu, ale to nie robi na niej żadnego wrażenia, 
  • czaprak próbujemy założyć na plecy... mały problem... strachu niewiele..ale jak cofam się z czaprakiem w kierunku jej pleców to robi krok w tył razem ze mną... co znaczy, ze to niezbyt komfortowa dla niej sytuacja... po chwili odpuszcza i pozwala zarzucić na siebie czaprak, ale lekko się spina więc odpuszczam pas do derek, którym zwykle przytrzymuję ten czaprak na jej plecach,
  • foliowa torebka już nie robi na niej wrażenia... sprawdza jedynie czy w środku nie ma czasem jakiejś marchewki,
  • parasolka...  otwieranie i zamykanie parasolki nigdy jej nie przestraszyło - raczej zainteresowało, tak, ze musiałam uważać, żeby oczu jej nie wykuć prętami... mogę rozłożoną parasolkę przesunąć nad jej całym ciałem... nawet nad głową (byle by uszu nie dotknąć ;)) patrzy, wodzi uszami, ale nie napina się i stoi, chociaż nie jest przywiązana. Moja kochana odważna!
  • teraz coś nowego - piłka plażowa - sflaczała nie robi wrażenia, ale kiedy zaczynam ją pompować SoEx swoim zwyczajem puszy się, parska, podskakuje i odbiega 2 kroki i wraca, staje 1,5 metra ode mnie i wyciąga szyję jak żyrafa w kierunku piłki... "nie ugryzła" ;)... można podejść.. zaczyna ją skubać, ale jak piłjka spada na ziemię to SoEx podskakuje do góry... ale nie ucieka... patrzy na mnie jak turlam piłkę po ziemi i po minucie turlamy piłkę razem raz SoEx raz ja... zostawiam piłkę na środku placu, a SoEx podchodzi i trąca piłkę tnosem w moją stronę! Takiego mam konia! :D 
 Nagroda się należy! Idziemy na spacer żeby w spokoju poskubać trawkę!


Dzielnie towarzysząca mi przy wszystkich treningach Paula

A w następnym poście opowiem jaką drogę przeszłyśmy żeby mieć dzisiaj tyle radości z naszej współpracy :)
 Ulubiona pozycja SoExciting


 Żadnego skrępowania na widok aparatu - rośnie mi zawodowa modelka ;)