środa, 28 października 2015

czwarty miesiąc pracy - podsumowanie


 So Exciting

Dwa ostatnie treningi były dla mnie bardzo frustrujące. SoEx była krnąbrna i odmawiała jakiejkolwiek współpracy. Na linie brykała i kuliła uszy. Jak próbowałam pracy bez liny od razu bez namysłu kierowała się w kierunku wyjścia z padoku na którym ćwiczymy. 
Nie naciskałam, bo bałam się zepsuć przez swoje ambicje, to co udało nam się do tej pory osiągnąć i  odpuściłam jej jak tylko wykazała małe zainteresowanie moją osobą i zrobiła dla mnie perfekcyjne "stój" ;)
Na kolejną wizytę u SoEx zabrałam jedynie aparat i postanowiłam po prostu popaść się z nią i resztą stada, a żeby czasu i pogody pięknej nie tracić, to porobić przy okazji zdjęcia. Ze zdjęć niewiele wyszło, bo SoEx stroniła od mojego towarzystwa (po raz pierwszy), za to pozostała banda, nie dawała mi spokoju i zawzięcie próbowała spróbować, jak ten aparat smakuje ;) Ale przynajmniej odwróciło to trochę moją uwagę od SoEx, która dla odmiany trzymała stosowny dystans. Po godzinie braku uwagi z mojej strony również mój maluch wreszcie odpuścił  i dołączył do podszczypującego mnie ze wszystkich stron stada. Dostała za to marchewkę i święty spokój na resztę dnia.
Klacze ze stada So Exciting

Klacze ze stada So Exciting
 

Dzisiaj pierwszy raz zabrałam ją na round pen i ponieważ warunki były sprzyjające, a SoEx wyluzowana i spokojna, postanowiłam spróbować powtórzyć po kolei wszystko czego się do tej pory nauczyłyśmy. 
  1.  Zakładanie kantara - na nos kantar wchodzi bez przymusu, problem jest jeszcze jak młoda widzi, że kantar zbliż się do jej uszu. Tak... uszy to jeszcze nas słaby punkt, to już ostatnie i jedyne miejsce, gdzie dotykać nie wolno ;)
  2. Czyszczenie, głaskanie i dotykanie we wszystkich możliwych miejscach - ponieważ nowe miejsce pracy trochę ją rozpraszało i interesowało, chociaż już wcześniej pozwoliłam obwąchać jej wszystkie kąty (a w zasadzie łuki, bo byłyśmy na lonżowniku ;), dlatego pomogłam sobie liną przywiązaną do kantara i luźno przerzuconą przez ogrodzenie... wystarczyło. 
  3.  Czyszczenie kopyt - bez najmniejszych oporów, bez fochów i ani śladu odkopywania się i wyrywanie nóg, chociaż jeszcze czeka nas praca nad odczuleniem na line pętającą się między tylnymi nogami, bo ciągle jeszcze wszystko co niechcący wpadnie pod tylne nogi, z pewnością straci życie ;)
  4. Zakładamy ochraniacze na przednie nogi - to nasz drugi raz, jeszcze trochę cofa nogę, obwąchuje to coś co się jej do nogi przykleiło, ale chociaż już zauważyła, że nie jest przywiązana, to nie ucieka, więc kontynuuję zapinanie ochraniaczy. Obwąchuje je, podskubuje odrobinę wargami i po chwili kompletnie o nich zapomina.  
  5. Odwiązujemy teraz linę i po krótkiej przerwie na "zbadanie otoczenia", biorę do ręki bacik i proszę ją o pozostanie na kole i stępowanie dookoła mnie. Round pen jest tu dość pomocny, bo i tak nie pozwoli jej za daleko odejść, ale ku mojemu zdziwieniu, SoEx już na sam widok bata podchodzi do mnie i bez najmniejszych fochów zostaje na kole w odległości 2 metrów i energicznie stępuje dokoła. Radość z mojej strony wielka, a z tyłu głowy ciągle myśl" żeby nie przedobrzyć i nie wymagać za wiele".
  6. Po 3 okrążeniach komenda "stój" - tu jeszcze małe problemy, ale to moja wina bo  nie przypilnowałam w odpowiednim czasie, żeby po zatrzymaniu nie podchodziła do mnie, tylko została na kole. Na dzień dzisiejszy raz udaje mi się ją zatrzymać na kole, a raz z bez namysłu SoEx od razu staje obok mnie. Trudno... coś wymyślimy i popracujemy nad tym. Na razie nie poprawiam jej, głaszczę i nagradzam słowami "dobry koń". Proszę ją o trzy okrążenia stępem w drugą stronę i daję chwilkę spokoju.
  7. Ponieważ widzę, że wcale ode mnie nie odchodzi i jest gotowa na dalsze ćwiczenia , proszę ją o kłus na kole (macham lekko bacikiem, mówię kłus i sama zaczynam lekko podkłusowywać, tak dla jasności - za każdym razem moje sygnały są subtelniejsze). Ponieważ to ćwiczymy dopiero trzeci raz, to na razie wystarczają mi dwa okrążenia, a zatrzymanie z kłusa wychodzi nam imponująco - SoEx staje na komendę stój (podniesiona ręka i słowo stój) jak wryta, a wewnętrzne uch ciągle patrzy na mnie i pyta czy dobrze i co dalej - fantastycznie! Wyszło tak idealnie, ze aż ni mogłam się oprzeć, żeby powtórzyć ćwiczenie jeszcze 4 razy na jedną i drogą stronę! Koniecznie muszę nagrać następnym razem filmik.
  8. Po chwili przerwy próbujemy galop na kole (bacik, słowo hop i sama zaczynam lekko podgalopywać podnosząc swoją energię)- ponieważ to dopiero nasz drugi raz to sygnały daję bardzo jasne, ale nie poganiam jaj, czekam aż sama załapie i jak tylko zaczyna galopować po kole to mówię "dobry koń" i po jednym okrążeniu daję jej czas na przemyślenie ćwiczenia i nagradzam głaskaniem. Acha, komenda stój z galopu wyszła imponująco... pełne posłuszeństwo  - trochę szkoda, ze przez poje niedbalstwo to  nie jest jeszcze "stój" na kole, tylko "stój" obok mnie... ale to pierwsze "stój" z galopu! Dla mnie na razie perfekcyjne! A koń podbiegający do mnie na sygnał bez namysłu...!!! Dumna jestem z mojej So!!! ;) Powtórzyłyśmy to ćwiczenie jeszcze po jednym razie na każdą stronę ... i ... koniec... uwaga, żeby nie przedobrzyć... bo widzę już, że uszy So zaczynają patrzyć poza Round pen na inne konie i kowala, który zaczął pracę, za ogrodzeniem. Ponieważ muszę coś załatwić z kowalem to okazja, zęby na chwilkę zostawić ją samą na lonżowniku i zniknąć z jej pola widzenia - to pierwsze takie rozstanie, do tej pory zawsze jest ze stadem, albo ze mną, nigdy sama... biegnie za mną wzdłuż ogrodzenia dopóki może, potem staje, wyciąga szyję i ciągle patrzy w moją stronę, ale jest w miarę spokojna... trochę się boję, żeby nie pomyślała, że to jakaś kara, ale nie odchodzę daleko...ciągle mnie widzi no i szybko wracam - jest spokojna... podskubuje suche liście ;)
  9. Teraz chwilka relaksu i zabawy -odczulanie - wyciągam ze swojej "magicznej" torby po kolei wszystkie przedmioty, których się do tej pory uczyłyśmy: 
  • wyciągam derkę i rozwieszam na ogrodzeniu, ale to nie robi na niej żadnego wrażenia, 
  • czaprak próbujemy założyć na plecy... mały problem... strachu niewiele..ale jak cofam się z czaprakiem w kierunku jej pleców to robi krok w tył razem ze mną... co znaczy, ze to niezbyt komfortowa dla niej sytuacja... po chwili odpuszcza i pozwala zarzucić na siebie czaprak, ale lekko się spina więc odpuszczam pas do derek, którym zwykle przytrzymuję ten czaprak na jej plecach,
  • foliowa torebka już nie robi na niej wrażenia... sprawdza jedynie czy w środku nie ma czasem jakiejś marchewki,
  • parasolka...  otwieranie i zamykanie parasolki nigdy jej nie przestraszyło - raczej zainteresowało, tak, ze musiałam uważać, żeby oczu jej nie wykuć prętami... mogę rozłożoną parasolkę przesunąć nad jej całym ciałem... nawet nad głową (byle by uszu nie dotknąć ;)) patrzy, wodzi uszami, ale nie napina się i stoi, chociaż nie jest przywiązana. Moja kochana odważna!
  • teraz coś nowego - piłka plażowa - sflaczała nie robi wrażenia, ale kiedy zaczynam ją pompować SoEx swoim zwyczajem puszy się, parska, podskakuje i odbiega 2 kroki i wraca, staje 1,5 metra ode mnie i wyciąga szyję jak żyrafa w kierunku piłki... "nie ugryzła" ;)... można podejść.. zaczyna ją skubać, ale jak piłjka spada na ziemię to SoEx podskakuje do góry... ale nie ucieka... patrzy na mnie jak turlam piłkę po ziemi i po minucie turlamy piłkę razem raz SoEx raz ja... zostawiam piłkę na środku placu, a SoEx podchodzi i trąca piłkę tnosem w moją stronę! Takiego mam konia! :D 
 Nagroda się należy! Idziemy na spacer żeby w spokoju poskubać trawkę!


Dzielnie towarzysząca mi przy wszystkich treningach Paula

A w następnym poście opowiem jaką drogę przeszłyśmy żeby mieć dzisiaj tyle radości z naszej współpracy :)
 Ulubiona pozycja SoExciting


 Żadnego skrępowania na widok aparatu - rośnie mi zawodowa modelka ;)