środa, 26 października 2016

SO EXCITING POZNAJE NOWĄ STAJNIĘ



 
Z bukmanki co prawda wyszła  jeszcze lekko oszołomiona lekami, ale bardzo szybko zaczęło odzyskiwać świadomość i szeroko otwierać oczy nie poznając niczego dookoła. Pomyślałam, ze skoro już się nie chwieje na nogach i widać, że mocno się zastanawia co się z nią właśnie stało, postanowiłam naświetlić jej nieco sytuację oprowadzając ją po okolicy i pokazując duże trawiaste padoki, co by jej nastrój trochę poprawić. Ponieważ na widok przyjemnych zielonych łąk, zapomniała o tym, że znalazła się w obcym miejscu, pierwszy raz w życiu poza stajnią, w której się urodziła i bez swoich koleżanek ze stada, zdecydowałam się puścić ją na padok jeszcze tego samego dnia. Była zachwycona. Ciągle jeszcze trochę rozkojarzona obwąchiwała wszystkie kąty, wszystkie drzewka i kamienie, w końcu zaczęła podgryzać trawę. Tego do tej pory nie miała... nie w takiej ilości i chyba taka zmiana jej się spodobała.
 
Kilka kolejnych dni poświęciłam jedynie na spacery po terenie stajni. Przeprowadzka przytrafiła nam się w mało odpowiednim czasie, bo tuż przed moim wyjazdem na wakacje, także na razie najważniejsze było, żeby poznała tu każdy kąt, dawała sobie spokojnie zakładać kantar i dała się grzecznie prowadzić na uwięzie, tak coby żaden ze stajennych życia, albo chociażby ręki przypadkiem nie stracił podczas mojej nieobecności. Dzisiaj jak to opisuję, to wierzyć się nie chce, że pięć miesięcy temu najważniejszym problemem do opanowania było prowadzenie na uwiązie... dzisiaj to już zupełnie inna panna... to już dojrzała duża dziewczyna! Pieszczoch, który sam schyla głowę do założenia kantara i jak aniołek (no może delikatnie przesadziłam... ale prawie jak aniołek ;) chodzi na uwiązie bez szarpania i ciągnięcia.  
Wtedy ciągle jeszcze noga była zawijana, po marcowej kontuzji, a drugiego dnia w stajni, na padoku obtarła sobie kolejną nogę, także do zawijania były już dwie. ... potem się jeszcze lekko podbiła... potem jeszcze raz penicylina przez 5 dni, potem jeszcze.... a szkoda gadać. Na szczęście po moim powrocie wszystko zaczęło wracać do normy i w zasadzie przez miesiąc tylko spacery, spacery, spacery i nauka zachowania przy wyprowadzaniu i przy pielęgnacji. Łatwo nie było. Z myjką i wężem długo walczyła, woda do picia z węża-owszem to rozumiała, ale po jakiego diabła leję jej tą wodą po nogach, tego już nie wiedziała i nie chciała wiedzieć.  Jak przestała się tej wody bać, to stanie w miejscu ją za bardzo nudziło, co bardzo utrudniało umycie nóg. Ale cierpliwość opłaciła. Nic nie robiłyśmy na siłę... za każdym podejściem o jeden krok dalej, o jeden ruch więcej, o jedną nogę umytą wyżej ;)  i dzisiaj pół roku później już powoli zapominam, że jeszcze niedawno miałyśmy takie problemy. 
Na tym etapie jeszcze nie poznawałyśmy nowych końskich przyjaciół.. jedynie z daleka... bez podchodzenia. Na razie miałam powyżej uszu kolejnych kontuzji i ran. Na tym etapie czekamy, aż koń przejdzie zapachem nowej stajni i poczuje się tu pewniej. Po kilku dniach zaczęliśmy ją puszczać na padoku obok kobyłki, z którą docelowo miała wychodzić. Ale na razie na osobnym padoku, bo moja mała okazało się, że ma bardzo waleczne serce i bez walki swojej trawy oddać nie chciała. Chociaż tak naprawdę w ogóle mnie to nie zdziwiło, przecież nie od dzisiaj ją znam i wiem, że ciapą i ślamazara, to ona raczej nie będzie. Niestety, a może i stety (pewnie to zależeć będzie od sytuacji) uważa, ze jak najwyższa pozycja jej się w stadzie należy... a jak ktoś inaczej uważa, to niech spróbuje jej to wytłumaczyć... hehe niech spróbuje... bo jak widać na zdjęciu niżej,  źrebięciem to ona już nie jest! I o tym wie! ;) Następnym razem opowiem jak mimo wszystko udało przyłączyć się Sołkę do stada, jak poznała dużo końskich przyjaciół.




środa, 29 czerwca 2016

Przeprowadzka - pierwszy transport



Pierwszy transport
 6 maja Sołcia skończyła 3 lata! Niestety urodziny spędziła w boksie, bo rany na nodze jeszcze nie były pogojone. Tort urodzinowy był - jabłkowo marchewkowy ;) Ponieważ od czasu kontuzji, czyli od połowy marca codziennie jeździłam do stajni oddalonej o godzinę drogi, postanowiłam, że jak najszybciej chcę ją przenieść do stajni bliżej Wrocławia, w której trenuję i w której stoi Tavola - kobyłka, którą dzierżawiłam wcześniej, ale z powodu zwyrodnienia stawu od roku już nie chodzi pod siodłem. Za to, że znosiła mnie na swoim grzbiecie przez ponad 10 lat, obiecałam jej opiekę do końca życia :)
W połowie maja zwolnił się boks i padła szybka decyzja o przeprowadzce. Nie było czasu na naukę jazdy przyczepą, trzeba było szybko szukać kogoś, kto w delikatny sposób poradzi sobie z transportem rozwydrzonego małolata. Nie było tez co ryzykować i chociaż droga nie była długa, to padła jednak decyzja, że Sołka pojedzie na wszelki wypadek na "lekkich prochach" ;).  Dzięki temu transport odbył się bez żadnych niespodzianek, szybko, sprawnie, a zestresowana byłam chyba tylko ja.
Dziewucha bardzo szybko się ocknęła i oswoiła z boksem. Godzinę po przyjeździe już zwiedzała swój padok - była zachwycona :D Do tej pory nie miała na padoku trawy! To ułatwiło bardzo aklimatyzację. Noga goi się powoli, ale ponieważ już nie kuleje, to postanowiłam już puszczać ją na padok - dla mnie wielka ulga, bo codzienne długie spacery na linie i pilnowanie tego gagatka, żeby sobie krzywdy większej nie zrobił było już dla mnie po 2 miesiącach bardzo uciążliwe.
Już następnego dnia po przyjeździe zaczęłyśmy zwiedzanie stajni. Jestem z niej dumna! Ciekawska i odważna! Żadnych problemów.... co do niej nie podobne.

piątek, 24 czerwca 2016

kontuzja



Niesforny "maluszek", nudzi się na linie w trakcie rehabilitacji i wyraźnie to pokazuje
 No i się zaczęło :( Małolata nabawiła się w marcu pierwszej poważnej kontuzji. :(  Tylna noga prawa między prętami w kracie między pomieszczeniami na biegalni jej utkwiła. Niezbyt dobrze to wyglądało i dużo pracy, czasu i pieniędzy potrzeba było zanim mogłyśmy z ulgą odetchnąć.
Po pierwsze, trzeba było przestawić awaryjnie Sołkę do boksu, co było dla niej zupełną nowością, bo do tej pory z koleżankami ze stada cały czas albo na padoku, albo na "biegalni" stała. I pomimo obolałej nogi i tak pokazywała sąsiadom z boksów, że trochę sił w zadzie jeszcze ma ;) Kolejną rzeczą która jej się nie spodobała, to przymusowa zmiana diety... po zmniejszeniu porcji owsa, trochę się konisia uspokoiła, ale i tak wyprowadzanie jej z boksu na spacer nie było zbyt przyjemne... niecierpliwe to konisko strasznie, do tego silne i kapryśne, przestraszone przy tym i trochę zdezorientowane przez tą nową sytuację ;) Próba przestawienia jej na samą sieczkę niestety się nie udała...do tej pory jadła tylko owies i na wszystkie nowe smaki kręci nosem jak małe dziecko.
Pierwsze spotkanie z weterynarzem nie wyglądało nawet tak tragicznie... o dziwo dała sobie zrobić zastrzyk ;) Przy kolejnej wizycie lekarza już nie było tak łatwo. Pierwsze założenie opatrunku na tylną nogę wymagało niestety dudki :(  Nic do tej pory na nogach nie miała zawijanego i dość stanowczo pokazywała, że nie podoba się jej to nic a nic.
Kilka dni po przestawieniu jej do boksu i odstawieniu owsa kolejny kłopot! Chciałam dobrze... wyszło jak zwykle! ;) Żeby maluchowi prezent zrobić, sporą garść owsa wrzuciłam jej do żłobu i biedaczysko ze szczęścia zadławiło się i to dość poważnie. Piana i ślina poszła nosem, prycha, kicha i łzy się leją. Szczęście w nieszczęściu weterynarz był na miejscu. Widok zadławionego konia jest bardzo nieprzyjemny. Dostała środek rozkurczowy, masowałam jej szyję i czekałam z przerażeniem czy przejdzie, czy trzeba będzie wzywać znowu weta i płukać wodą. Wizje miałam nieciekawe...ale po godzinie poprawiło się... minę miała ciągle nieciekawą, ale przestała się ślinić i zaczęła skubać powoli siano... ufff...
Żeby zrekompensować jej te wszystkie niedogodności starałam się z nią codziennie  ponad 2 godziny na łące, na trawie siedzieć i spacerować na linie (czego wymagała też rehabilitacja). Już po miesiącu zaczęła wyglądać jak "pączuś", ale co tam, będzie z czego potem mięśnie robić ;)
Zdjęcia rentgenowskie na szczęście nie wykazały większych uszkodzeń poza paskudnymi ranami praktycznie do kości. Pomimo codziennego czyszczenia boksu, odkażania, smarowania, zawijania i tak nie udało nam się uniknąć zakażenia i trzeba było podawać domięśniowo penicylinę - kolejne wyzwanie, bo to bolesne zastrzyki. Koło trzech tygodni kulała, na chwilę przeszło, ale ponieważ gagatek z niej niesforny kulawizna wracała jeszcze 2 razy... już mi momentami ręce opadały... i odpadały, bo panna robiąc fochy i stając dęba trochę nadwyrężyła też i moje stawy... i moją cierpliwość... ale mamy czerwiec i wygląda na to, że najgorsze już za nami :D Zostały jeszcze spore blizny po ranach i po owijkach, które leczyły opuchliznę...ale w zasadzie noga nie boli i możemy wracać do pracy! Chociaż w naszym przypadku to  raczej zaczynać pracę;)
Następny post o tym jak wyglądała nasza przeprowadzka do nowej stajni! :)

wtorek, 21 czerwca 2016

PRAWOPÓŁKULOWY INTROWERTYK

Niedługo minie rok, odkąd So Exciting trafiła w moje ręce. Przeglądając materiały, które sobie w tym czasie ponagrywałam widzę ile można by jeszcze ulepszyć i ile błędów popełniłam. No nic... nikt nie jest idealny ;) Nie ma co marudzić uczymy się dalej!

Teraz ostatni z głównych typów koniobowości. Ten chyba przeraża mnie najbardziej... ciężki przypadek... ale jakoś nie umiem sobie przypomnieć, żebym miała okazję pracować z takim koniem. Może wy znacie takie przypadki i macie jakieś doświadczenia z pracy z takim delikwentem?

PRAWOPÓŁKULOWY INTROWERTYK

Prawopółkulowy czyli kieruje się przede wszystkim instynktem przetrwania, brak mu pewności, łatwo wpada w panikę, jest raczej uległy i niepewny.
Introwertyk czyli  negatywne sytuacje zapadają mu w pamięć, wrażliwy, ma niski poziom energii, raczej większą chęć do zatrzymywania się niż kroku na przód, wolno reaguje.

Nieśmiały i bojaźliwy przez co często staje się agresywny.  Często czuje się zdezorientowany, a później przestraszony, więc potrzebuje, żeby wszystko było proste - dzięki temu może się rozluźnić. Nie jest to dla niego łatwe w obecności ludzi. Ciągle potrzebuje wsparcia i jasnych sygnałów. Kiedy poprosi się go o coś, trzeba dać mu czas do namysłu. Musi upewnić się, że nic mu nie zagraża, zanim wykona polecenie w chętny i spokojny sposób. Potrzebuje pewnego siebie i doświadczonego przewodnika. W pracy z nim należy powtarzać dane ćwiczenie, aż koń zapozna się z nim i będzie wykonywał je w spokojny i pewny siebie sposób. Powtórzenia pomagają mu upewnić się, że dany element jest bezpieczny.
Lepiej nie zmuszać  go do wykonywania poleceń, kiedy na Ciebie nie patrzy – jeżeli ucieka spojrzeniem, oznacza to, że najprawdopodobniej wywierasz na niego zbyt silną presję. Smakołyki nie wzmocnią jego odwagi. Trzeba mu pomóc zrozumieć, że nie musi się bać.
PPI chowa się w sobie. Trzeba stać się przywódcą, któremu on zaufa. Jeden nowy element na każdym treningu to dla niego zdecydowanie wystarczy, w przeciwnym razie łatwo  przesadzić i zamiast postępu w ćwiczeniach, koń się wycofa i całą pracę będziemy musieli zaczynać, krok po kroku od początku.

niedziela, 19 czerwca 2016

LEWOPÓŁKULOWY INTROWERTYK

Długo tutaj nie zaglądałam, bo nadmiar obowiązków trochę mnie przytłoczył ;)  Sołka "bida wielka" kontuzji się nabyła i trzeba było dniami całymi rany opatrywać... po 3 miesiącach powoli wracamy do pracy. Stoimy już w nowej stajni, w boksie, jest nowe stado... ale po kolei... mamy jeszcze kilka zaległych tematów do przemyślenia, a potem będzie o tym co u nas :)

Lewopółkulowy Introwertyk
Z tego co znalazłam w materiałach to koń który szybko uczy się rozumieć ludzi, ale uparciuch wcale nie zamierza być pokorny i grzeczny. Cwaniak, który zastanawia się "Czemu miałbym to zrobić i  co będę z tego miał?  Wie, czego od niego chcesz ale nie zamierza Ci tego dawać, dopóki nie znajdziesz odpowiedniej zachęty. Choć wydaje się być uparty i leniwy, jego umysł wcale nie jest powolny! Działa na niego odwrotna psychologia i... smakołyki!
Konie introwertyczne mają tendencję do niskiego poziomu energii, chęci do zatrzymywania się i powolnych reakcji.
Konie lewopółkulowemają tendencję do dominowania, odwagi, pewności siebie, spokoju, wysokiego poziomu tolerancji. 
W pracy z takim gagatkiem przede wszystkim trzeba mu znaleźć motywację do nauki. Aby nauka była dla niego interesująca. W pracy z nimi często odnosimy wrażenie, że są leniwe i prowokujące. Dlatego musimy je cały czas inspirować. Inaczej nie zdobędziemy pozycji lidera. Nasze atuty: kreatywność i odpowiednia zachęta (przysmaki, przerwy w pracy, głaskanie – tylko jako nagroda po pracy, a nie zachęta przed) pomogą nam osiągnąć sukces.
Z takim koniem chyba pracuję ostatnio pod siodłem :) Siwa, duża kobyłka Katya.
Zaczynając z nią pracę pod siodłem miałam ją za strasznego tchórza... kotek, piesek, deszczyk, listek, wszystko było powodem, żeby się zdekoncentrować uskoczyć, zatrzymać w miejscu, albo zacząć cofać. ciężka i oporna na łydkę, bez bata w ręce w ogóle nie chciała na początku zwracać na mnie uwagi. Ciężko ją rozpędzić,  uzyskanie odpowiedniego impulsu do przodu wymaga dużo pracy. Dopiero jak zaczęłam się z nią bawić w ręce, okazało się, że wchodzi na niebieską folię, bez żadnego strach i namawiania, jeżeli na środku położyć marchewkę, bawi się piłką, parasolką. W zasadzie nie udało mi się znaleźć żadnego przedmiotu, którego by się przestraszyła. Na pastwisku w stadzie potrafi być szorstka i ciężko ją zdominować. Z ludźmi też w zasadnie zbytnio się nie spoufala i ma raczej opinię "zołzy" ;) 
Teraz jak dopasowałam do niej koniobowość, może szybciej zaczniemy robić postępy w pracy!

wtorek, 1 marca 2016

PRAWOPÓŁKULOWY EKSTRAWERTYK

Dzisiaj kilka słów o tym czego dowiedziałam się przez ostatnie pół roku o mojej So Exciting.
Jest temperamentną, "gorącą", wrażliwą klaczą. Jest typem konia, który cały czas chodzi z głową wysoko uniesioną i strzyże uszami na wszystkie strony. Jak z nią pracuję to wydaje mi się, ze ma lekkie ADHD ;)
Bardzo szybko się uczy, ale chociaż już dobrze wie o co ją proszę to i tak ciągle ze mną dyskutuje...- a czy to na pewno bezpieczne?, a po co? a za co? ;) Szybko się nudzi zadaniami, które jej wymyślam, trzy koła na lonży w kłusie bez przejść, albo zmiany kierunku to dla niej katorga, ale to też jest związane z jej wiekiem. Bardzo się irytuje, jak nie potrafi zrozumieć o co mi chodzi.
Nie jest absolutnie złośliwa, jak jesteśmy w znanym jej miejscu wśród innych koni, do się łasi i przytula jak pies. Ale kiedy zmieniają się tylko trochę okoliczności... wiatr, nowa zabawka na padoku itp. potrzebuje sporo czasu, żeby się najpierw przekonać, że na pewno jej nic nie grozi. Na każdy nowy przedmiot - derka, ochraniacze, torebka foliowa, puszy się i stroszy jak ogier. Wocha, podskakuje do góry, ucieka i od razu wraca, bo jednak ciekawość bierze górę ;) Chociaż zna już dobrze czaprak, to ciągle się przed nim odsuwa i patrzy nieufnie. Jak już uda mi się ją przekonać, żeby dała go na siebie położyć, to nie histeryzuje, a po chwili o nim zapomina, niestety, następnego dnia znowu pa trzy na niego jakby widziała pierwszy raz w życiu. W swoim stadzie jest trzecia w kolejności do jedzenia, nie jest typem przewodniczki i nie walczy zaciekle o swoją pozycje, ale jest w stadzie klacz, którą zmusiła do podporządkowania, także nie robi też z siebie takiej ostatniej ofiary.

Pewności co do swojej oceny jeszcze nie mam, ale jeśli chodzi o typy koniobowości to chyba prawopółkulowy.
Prawopółkulowy - oznacza konia polegającego przede wszystkim na swoim instynkcie, nerwowego, czujnego i płochliwego.
Ekstrawertyk - to koń energiczny, żywiołowy, najpierw ucieka potem myśli.

A takie mniej więcej efekty pracy mamy po mniej więcej pół roku pracy dwa razy w tygodniu. Niby niewiele, jeszcze ciężko się jej skupić na zadaniach, jak ucieka z kadru, to zwykle po to żeby aparat pooglądać i sprawdzić co na padoku obok słychać, ale jak pomyśleć, ze jeszcze niedawno załamywałam ręce, bo założenie kantara było wyzwaniem, a teraz już Soł sama głowę schyla żeby ten kantar na nos zarzucić.... no to zawsze coś do przodu.

  
Takie wskazówki znalazłam - ściągnięte ze strony:  http://www.parelli-info.waw.pl/articles.php?article_id=151


CO ROBIĆ:
* Działaj bardzo konsekwentnie, to uspakaja. Na przykład świetnie sprawdzają się koła a im bardziej zaniepokojony jest twój koń, tym mniejsze te koła być powinny. Możesz również wykorzystać slalom między beczkami albo wiadrami rozstawionymi co dwa metry. Częste przejścia również wykorzystują zasadę powtarzalności… Powtarzaj przejścia między stępem a kłusem, przy użyciu jednej wodzy, co kilka kroków – do momentu, aż koń się na nowo skupi i uspokoi.

* Przyśpiesz, dorównaj energii konia i dodaj “100 gram”. Musisz prosić konia, by ruszał się szybciej, niż on rzeczywiście chce, to przerywa schemat lęku. Jeśli nie czujesz się dość pewnie i bezpiecznie, by zrobić to z siodła, zsiądź i zrób to na ziemi. Na przykład jeśli twój koń zaczyna się gorączkować i chce biec do wyjścia lub przy nim capluje itp., zabierz go tam, i spraw by poruszał się w przód i w tył szybciej niż ma ochotę! Postępuj tak, aż koń się rozluźni i będzie gotowy by zacząć wszystko od nowa.

* Używaj dłuższych lin, kiedy bawisz się z ziemi, da to koniowi więcej “dryfu” (idealna będzie lina 7 metrowa, no chyba że świetnie sobie radzisz z liną 14 metrową).

* Szanuj progi. Wykorzystuj przybliżanie i oddalanie, by je przepracować.

* Pilnuj by lekcje były krótkie i proste.

* Rozluźniaj się, kiedy koń się rozluźnia. A zanim to się stanie utrzymuj wysoką energię i zajmij konia.

Strategie wyciszające: milion przejść, małe koła, jazda po małej ósemce, spadający liść (zmiany kierunku co pół koła, człowiek idzie przed siebie), robić to, czego chce koń, tylko szyciej i mniejsze – “i jeszcze trochę bardziej!”

CZEGO NIE ROBIĆ:
* Linie proste pomagają koniowi się rozpędzić. A tego nie chcesz! Wykorzystuj linie proste tylko, jeżeli koń jest bardziej pewny siebie.

* Nie powstrzymuj go, to tylko zwiększa strach. Skup tę energię!

* Jeśli koń jest zdenerwowany, lepiej bawić się na linie niż na wolności. W ten sposób możesz “trzymać konia za rękę”. Na wolności będzie miał skłonność do gubienia się i odłączania od ciebie.

* Nie ucz tego konia więcej niż jednej rzeczy na raz.

* Nie próbuj go niczego uczyć, jeśli jest zaniepokojony lub brak mu pewności siebie. To moment na wykorzystanie strategii uspakających .

* Przepychanie konia na siłę przez jego progi zwykle kończy się wypadkiem.

wtorek, 16 lutego 2016

LEWOPÓŁKULOWY EKSTRAWERTYK


Długo próbowałam  dopasować typy charakterologiczne do klaczy z naszego stadka i mam pierwszy typ. ;)
Taką ankietę znalazłam w necie, co ułatwiło trochę rozeznanie w tych charakterkach ;)
http://www.spnh.nazwa.pl/sspnh/do_pobrania/koniobowosc.pdf Lupi (wiek prawie 3 lata ;) jest w stadzie przewodniczką. Nie dostała tego stanowiska bez odpowiednich kwalifikacji ;) Jest spokojna, opanowana, odważna i bardzo mądra. Jak wchodzę na plac z jakąś nową zabawką, to ona podchodzi pierwsza i sprawdza czy to aby bezpieczne, a dopiero za nią pozostałe panny. Na początku traktowała mnie za rezerwą, ale teraz już nawet jak weszłam na padok z wielką szeleszczącą niebieską płachtą, podbiegła radośnie jakbym miała w ręce marchewkę.  położyłam folię na ziemi... powąchała podeptała, pogryzła i spokojnie poszła sprawdzać pozostałe wniesione na plac zabawki. A kiedy reszta klaczy niepewnie dreptała dookoła tego niebieskiego potwora podeszła i zrobiła coś takiego jak na filmiku poniżej. Lupi, to ta która podchodzi jako trzecia i łapie folię z zęby. 



Bardzo chętnie podchodzi do mnie, nigdy nie ucieka, niestety potrafi być też trochę namolna i jak uprze się na zabawę, to ciężko się jej pozbyć i zająć innym koniem, bo skutecznie wszystkie odgania. No ogół jednak nie robi tego zbyt często i nie nadużywa swojej władzy. Nawet odpowiadając na zaczepki jednej z klaczy, która co jakiś czas próbuje udowodnić, ze też się nadawała by na przywódcę, nie robi tego w agresywny sposób, zwykle odwraca się tyłem i odpycha ją zadem, ewentualnie raz a skutecznie kłapnie w powietrzu zębami. Najczęściej jednak wystarczy, ze skuli uszy i pozostałe klacze ustawiają się jak trusie w ustalonym wcześniej przez siebie porządku. Jest wesoła i bardzo lubi się bawić, ale nie jest kombinatorką, nie szuka zbędnej zaczepki, nie wymyśla jak uciec z padoku, albo jakby wyrwać się z uwiązu. Puki co grzecznie wykonuje polecenia, chętnie słucha i wykonuje polecenia, jest towarzyska i podporządkowuje się człowiekowi.

Zalecenia przy postępowaniu z takimi koniami ściągnięte ze strony  http://www.parelli-info.waw.pl/articles.php?article_id=151:

 CO ROBIĆ:
* Przynajmniej raz w tygodniu naucz go czegoś nowego.
* Niech sesje będą aktywne, interesujące, pełne zabawy. Wykorzystuj przeszkody, zabawki, rozwijaj wyobraźnię. A kiedy koń jest naprawdę pełny chęci do zabawy, przyspiesz tempo i spowoduj, by koń robił więcej.
* Psotnik to jego drugie imię. Dlatego daj mu coś do roboty, co zajmie jego umysł i paszczę. Ten koń uwielbia próbować na ludziach swoich sztuczek, więc dlaczego nie nauczyć go jakichś sztuczek celowo?
* Używaj długich lin – 7m i 14m. Daj mu miejsce, by się mógł ruszać!
* Chwal go często: drapanie, głaskanie, uśmiechy, śmiech… Jeśli ty też się dobrze bawisz, jest to bardzo nagradzające dla tej koniobowości.

CZEGO NIE ROBIĆ:
* Nie zanudzaj go niekończącymi się, bezmyślnymi powtórzeniami. Ten koń jest bystry! Kiedy wiesz, że załapał, o co chodzi, idźcie naprzód! Zawsze możesz wrócić do tego, co robicie, by to po trochu wygładzać.
* Ten koń nie marzy o powolnych, spokojnych jazdach. On chce być aktywny, iść dokądś.
* Nie używaj krótkich lin (3,5m) – podczas zabaw na ziemi są one zbyt ograniczające.
* Nie karz go. Nigdy. On nie wie, że jest niesforny, on się tylko bawi! Jeśli jest koniem o dużym temperamencie, stanie się agresywny, kiedy go ukarzesz. Jeśli posuniesz się do straszenia i tłamszenia go, zamknie się w sobie i schowa w swoim wnętrzu, by chronić swoją godność.